Dla wielu ludzi, w tym i niżej podpisanego, jest najważniejszym pomieszczeniem w mieszkaniu czy domu. I aż trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno co bardziej bogaci i uprzywilejowani unikali tego miejsca, jak tylko mogli. Pokazywanie się w kuchni, bo o niej mowa, świadczyło bowiem o... niskim statusie społecznym!
Zacznę od pewnego wspomnienia. Kilka lat temu szukałem stałego lokum w Warszawie. Obejrzałem wtedy kilkanaście mieszkań. W jednym z nich właściwie wszystko mi odpowiadało. Dobra lokalizacja w sercu Bemowa, przestronne i jak to się mówi „ustawne" pokoje, ładny widok z balkonu, duża łazienka... Nagle dotarło do mnie, że jednak coś w tym wszystkim jest nie tak jak powinno. Po sekundzie zrozumiałem co. Przepraszam, a gdzie jest kuchnia? – zapytałem ze zdziwieniem. Kuchnia? – zdumiał się sprzedający mieszkanie. Po co miałaby być? Chce pan gotować w domu?. Mieszkania, rzecz jasna, nie kupiłem, ale zdziwienie sprzedawcy dało mi trochę do myślenia. Byłem bowiem pewny, że jak świat światem kuchnia zawsze była centrum każdego ludzkiego siedliska. Ale kiedy poszperałem trochę w historii naszej planety, okazało się, że niekoniecznie...
Sam wynalazek kuchni jako odrębnego pomieszczenia, w którym przygotowuje się potrawy, jest prastary – to fakt. Kiedy około 70 tysięcy lat temu nasi praojcowie przekonali się, że ogień może nie tylko odstraszać mamuty, ale i służyć do smażenia ich mięsa, w jaskiniach pojawiło się miejsce na palenisko. W tamtych czasach kuchnia była dosłownym sercem ich siedzib, bo całe życie toczyło się właśnie w tym miejscu. I tak było do momentu, kiedy ludzie odkryli, że kiedy są silniejsi, mogą nie tylko zapanować nad otaczającą ich fauną, ale i... słabszymi przedstawicielami swojego własnego gatunku. I o ile jeszcze w starożytnej Grecji czy Rzymie zawód kucharza należał do bardziej cenionych, a mistrzowie tego fachu nie dość, że byli sowicie nagradzani, to czasem nawet stawali się przyjaciółmi rządzących, to już w średniowieczu status tego zajęcia zdecydowanie się obniżył, a kolejne stulecia niewiele tu poprawiły. Zarówno arystokracja, jak i co bogatsze mieszczaństwo stwierdziło, że pitraszenie potraw jest poniżej ich pozycji wśród ludu, a sama kuchnia jako pomieszczenie niegodna tego, aby postawić tam swoją uprzywilejowaną społecznie stopę. Jak pokazuje historia, mające miejsce w nowej erze odizolowanie kuchni od części mieszkalnej sprawiło, że w domach bogaczy, którzy uwielbiali ucztować i przechwalać się, jakimi to są smakoszami, sam proces przygotowywania potraw stał się czynnością mało szanowaną. A punktem honoru każdej szanującej się damy było to, aby nie przekraczać progu pomieszczenia, w którym pracowała jej służba. I jeśli myślicie, że mowa tu o odległych czasach, to obejrzyjcie choć jeden odcinek popularnego (i notabene wartego uwagi), rozgrywającego się na początku XX wieku, angielskiego serialu Downton Abbey. Bohaterowie tej serii, brytyjscy arystokraci, pojawiają się w kuchni jedynie od wielkiego dzwonu, budząc zdumienie swoich pracowników. Wiadomo bowiem, że jeśli sam milord wkroczył do tego pomieszczenia, to wydarzyło się coś nadzwyczajnego.
Pełny artykuł Pawła Płaczka możecie przeczytać w czwartym numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: „Stara kucharka gotująca jajka", Diego Velázquez, 1618 r.
powrót