Jeden z naszych monarchów zmuszony był uciekać – i to w święta – ze swojego zamku w samej tylko nocnej koszuli. Inny tak bardzo stęsknił się za baraszkowaniem z dawno niewidzianą żoną, że zawalił wszystkie swoje bożonarodzeniowe królewskie obowiązki, a jeszcze jeden tak bardzo ubawił się popisami swojego błazna, że przez przypadek zgodził się na powstanie... biskupstwa. A co podawało się na święta na stołach naszych koronowanych głów?
Zacznijmy od kilku dziwnych przypadków. Było Boże Narodzenie Anno Domini 1004. Od kilkunastu miesięcy w Czechach władzę sprawował polski książę Bolesław Chrobry. Zdobył ją podstępem i niekoniecznie w przyzwoity sposób. Zaprosił bowiem rok wcześniej do siebie mającego problemy ze swoimi rodakami czeskiego władcę Bolesława III Rudego, który – jako że panowie już się znali, a Chrobry pomógł mu już wcześniej kilka razy – nie spodziewał się niczego złego i przybył tylko z przyboczną strażą. Czekała go jednak przykra niespodzianka, bo jego polski „przyjaciel" zamiast podać mu kolejny raz pomocną dłoń, oślepił go, wygnał, a następnie, głosząc, że jako syn czeskiej księżniczki Dobrawy, ma prawo do tronu, najechał na Czechy.
Tamtejsza ludność przywitała go wrogo, a rok później usiłowała zabić. I to dokładnie w Boże Narodzenie, kiedy to woje Bolesława zmęczeni byli ucztowaniem. Na swoje szczęście, sam Chrobry nie wypił tyle, aby nie obudzić się na dźwięk dzwonów praskiego wzgórza, Wyszehradu, obwieszczającego prażanom wybuch powstania. Bolesławowi udało się uciec w ostatniej chwili, w samej tylko nocnej koszuli. I choć buntownicy zdołali go dopaść, to jednak w ostatniej chwili życie uratował mu, poświęcając przy tym swoje własne, cieszący się opinią waligóry, przyrodni brat świętego Wojciecha, rycerz Sobiebor.
W sumie za swojego władcę życie oddało wtedy kilkunastu jego przybocznych. To było chyba najbardziej krwawe Boże Narodzenie w naszej historii.
Czarne koty i żaby
Mówiąc o mordach, to o mało co nie zakończyła się nim uczta na dworze innego monarchy, Wacława II. Kiedy po zabójstwie naszego króla Przemysła II, ów czeski monarcha wykorzystał sytuację i kazał się koronować w zajętym wcześniej Krakowie, miał zaledwie dwadzieścia dziewięć lat i opinię dziwoląga. Dlaczego? Wacław był, jakbyśmy go zdiagnozowali w naszych czasach, dwubiegunowy. Nigdy nie było wiadomo, czy trafi się akurat na jego szampański nastrój, czy też na atak furii. Bardzo niskiego wzrostu, znany z jednej strony z maniactwa religijnego i biczowania się do krwi, a z drugiej z rozpusty i nadpobudliwości seksualnej, król był przesądny do granic rozsądku. Najlepszym tego dowodem niech stanie się fakt, że zaraz po zdobyciu Krakowa nakazał wypędzenie stamtąd wszystkich... czarnych kotów. Tych bowiem bał się panicznie i uważał za ambasadorów Lucyfera.
Pełny artykuł Pawła Płaczka możecie przeczytać w piątym numerze „Historii bez Tajemnic".
Ilustracja: Bolesław Chrobry w czasie Bożego Narodzenia 1004 r. ledwo uszedł z życiem, kiedy czescy poddani próbowali go zgładzić.
powrót