O historii Polski oczami Amerykanina, serii książek na temat Cottona Malone'a i interakcji z czytelnikami ze Steve'em Berrym, autorem Protokołu warszawskiego, rozmawia Marek Teler.
Marek Teler: Protokół warszawski to powieść, w której łączy Pan Arma Christi, elementy kultu religijnego, ze sprawami politycznymi i prezydentem Polski. Co było dla Pana inspiracją do napisania książki?
Steve Berry: Moje książki zawsze dotyczą jakiegoś elementu z przeszłości, o którym – mam nadzieję – ludzie chcą się dowiedzieć czegoś więcej, więc właśnie takich rzeczy szukam. Koncepcja wykorzystania w powieści wątku Arma Christi wydała mi się bardzo interesująca. Starałem się więc znaleźć sposób, aby umieścić ten element w swojej powieści, ale w sposób ważny dla fabuły, dlatego wpadłem na pomysł aukcji. Odbywa się aukcja, na którą trzeba przynieść jeden z elementów Arma Christi, który najpierw trzeba ukraść. To był sposób, aby ten atrakcyjny aspekt przeszłości wpleść do współczesnej opowieści, której główną fabułę skupiłem na prezydencie Polski. Musiałem po prostu znaleźć właściwy sposób, aby to wszystko dobrze ze sobą zagrało.
M.T.: Czego zatem mogą się spodziewać polscy czytelnicy książki?
S.B.: Na pewno otrzymają ciekawe spojrzenie na ich kraj. Starałem się opisać jego historię tak właściwie, jak tylko mogłem. Czytelnicy mogą się z niej dowiedzieć czegoś więcej o swojej przeszłości, o rzeczach, o których być może nie wiedzieli, jak choćby o włóczni sprzed tysiąca lat, a także o innych aspektach polskiej historii, które były dla mnie interesujące. Mam nadzieję, że ich również te rzeczy zainteresują. Myślę, że lektura współczesnego międzynarodowego thrillera z ich krajem jako centrum akcji może być dla nich rozrywką. Właśnie to chciałem zrobić – wysunąć Polskę na pierwszy plan.
M.T.: Pana książka opowiada dużo o historii Polski od czasów średniowiecza aż do XXI wieku. Jakie momenty naszej historii uważa Pan za najbardziej interesujące?
S.B.: To trudne pytanie. Szczerze mówiąc, każdy element historii miał dla mnie duże znaczenie i był dla mnie fascynujący. Nie wszyscy zdają sobie sprawę – nie tylko amerykańscy czytelnicy, ale może i część polskich – że Polska była właściwie polem bitewnym Europy, na którym toczyły się wszystkie wojny. Położona jest w miejscu, w którym wschód spotyka się z zachodem, więc stanowiła doskonałe miejsce do walk. W Polsce było wiele wojen, do tego stopnia, że w 1795 r. cały kraj zniknął z mapy i powrócił dopiero po wielu latach. Polska zawsze wracała i nawet teraz jest silna po ponad czterdziestu latach rządów komunistów. Cała historia Polski była więc dla mnie bardzo interesująca.
M.T.: Uchwycił Pan w swojej książce przywiązanie narodu polskiego do jego długiej i skomplikowanej historii.
S.B.: Oczywiście, właśnie temu służą moje książki. Czerpią z przeszłości i pokazują jak istotną rolę odgrywa ona w teraźniejszości.
M.T.: Zawsze dodaje Pan na końcu swoich książek informację o tym, co jest faktem, a co fikcją. Wielu autorów tego nie robi. Dlaczego ma to dla Pana tak duże znaczenie?
S.B.: Zamieszczam takie wyjaśnienie w każdej mojej książce. Dla mnie jako autora ważne jest, by powiedzieć czytelnikowi, co jest prawdą, a co nie jest. Moje książki w 90% trzymają się faktów, a pozostałe 10% wymyślam, aby zapewnić czytelnikowi rozrywkę. Uważam, że czytelnik powinien wiedzieć, gdzie są te wymyślone fragmenty i jak je wymyśliłem – w co może wierzyć, a w co nie. Proszę jednak czytelników, aby nie czytali tej notki przed rozpoczęciem lektury, ale dopiero po niej, ponieważ zdradzi to tajemnicę całej książki. Dlatego zresztą jest ono umieszczone na końcu.
M.T.: Aby dowiedzieć się więcej na temat polskiej historii, kilka razy odwiedził Pan Polskę. Co najbardziej podobało się Panu w naszym kraju?
S.B.: Przed napisaniem powieści byłem w Polsce sześć razy. To moje ulubione miejsce, jeśli chodzi o wycieczki i bardzo lubię tu przyjeżdżać z żoną. Widzieliśmy już bardzo dużo centralnej i południowej części kraju, ale pozostałej części jeszcze nie widzieliśmy, więc przed nami sporo do zbadania. Bardzo podobało mi się towarzystwo Polaków, którzy są przyjaźni, wspierający i sympatyczni. To jedno z moich pięciu ulubionych miejsc na świecie. Jeśli zaś chodzi o jedno ulubione miejsce w Polsce, to trudno mi je wybrać, bo każde się od siebie różni. Byliśmy w Krakowie, Warszawie, Częstochowie, kopalni soli w Wieliczce i w górach... Pobyt w Krakowie jest jak podróż w czasie, jest w tym mieście coś magicznego, ale pozostałe miejsca też były interesujące. W jakimś punkcie mojej pisarskiej działalności zamierzam napisać książkę o Krzyżakach, którzy odgrywali ważną rolę w polskiej historii. Na północ od Warszawy jest ich zamek, z którym wiązało się wiele historycznych wydarzeń. Tak więc ponownie zawitam do Polski, aby pisać o zakonie krzyżackim.
M.T.: Organizuje Pan też podróże dla swoich fanów do Polski, aby mogli oni zobaczyć miejsca opisane w książce. Czy mógłby Pan opowiedzieć więcej na ten temat?
S.B.: Tak, ale niestety musieliśmy przełożyć ten wyjazd z powodu covidu, więc odbędzie się dopiero w przyszłym roku – w kwietniu 2023 r. Zabieram ze sobą pięćdziesięciu fanów, którzy będą mogli zobaczyć wszystkie miejsca z powieści, między innymi Kraków, Wieliczkę i Częstochowę.
M.T.: Czy jest Pan typem pisarza, który musi zobaczyć dane miejsce, aby móc o nim pisać, czy pisze Pan też o miejscach, których nigdy nie widział?
S.B.: Nie muszę odwiedzać danego miejsca, by o nim pisać, ale na pewno mi to pomaga. Byłem zresztą w większości miejsc, które przedstawiałem w moich powieściach. Jedynymi wyjątkami były Chiny, które opisałem w Grobowcu cesarza, Arktyka, która pojawia się w Tajemnicy grobowca, czy Ameryka Południowa i Południowa Afryka w The Kaiser's Web. Te miejsca znajdują się jednak na liście miejsc, które chciałbym w przyszłości odwiedzić.
M.T.: Dzięki wspomnianym już wycieczkom także Pana czytelnikom łatwiej jest odnaleźć się w opisywanym w Pańskich powieściach świecie. Mogą zobaczyć miejsca, w których pojawiał się ich ulubiony bohater.
S.B.: Poszczególne lokacje są w moich powieściach niczym bohaterowie, są częścią historii. Mają bardzo duże znaczenie i wybieram je z dużą troską, aby pasowały do fabuły i były w nią zaangażowane.
M.T.: W swoich książkach wspomina Pan o wielu wydarzeniach historycznych. Jak wygląda Pana research, z jakich źródeł Pan korzysta?
S.B.: Najczęściej wykorzystuję od 300 do 400 źródeł, aby napisać powieść, i tak samo było w przypadku tej książki. W 90% są to książki w wersji fizycznej, chociaż mam też niewielką liczbę e-booków, z których korzystam. Nie mogę jednak używać ich zbyt często, ponieważ potrzebuję indeksu, a indeksy w e-bookach nie działają zbyt dobrze. Nie czytam tych książek w całości, ale dość obszerne fragmenty, z których wynotowuję to, co najważniejsze. Następnie z tego ogromnego zbioru notatek wybieram jakieś 10%, które mam przed sobą, kiedy piszę powieść. Przeczytałem więc całkiem sporo o polskiej historii i zastanawiałem się, co chciałbym umieścić w książce, a czego nie. Tak trafiłem na wątek włóczni i innych rzeczy związanych z polską historią. Szczęśliwie kiedy byłem na miejscu, mogłem te wszystkie rzeczy zobaczyć na własną rękę. To proces, który od początku do końca zajmuje ok. osiemnastu miesięcy.
M.T.: W wywiadach wspomina Pan często o dyscyplinie i o tym, że codziennie pisze Pan kolejne partie swoich książek. Co stanowi Pana klucz do sukcesu?
S.B.: Pisanie to dyscyplina, ale nie obsesja. Trzeba poświęcać mu czas każdego dnia, aby wykonać określoną pracę. Ja akurat piszę przede wszystkim rano, mniej więcej od siódmej do jedenastej rano, ponieważ to mój najbardziej produktywny czas dnia. Pracuję też sporo po lunchu, łącznie mniej więcej sześć godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Jako pisarz musisz narzucić sobie rygor. Dobry dzień to dla mnie taki, kiedy napiszę tysiąc słów. Musisz mieć określony plan i konsekwentnie się go trzymać, aby dostarczyć materiał na czas. Na szczęście nigdy nie miałem z tym problemów, choć czasami jest to duże wyzwanie.
M.T.: Wiem, że zanim Pańska pierwsza książka została wydana, został Pan odrzucony przez wydawnictwa 85 razy. Czego nauczył się z Pan z tej długiej drogi do sukcesu?
S.B.: Nauczyłem się, żeby nigdy się nie poddawać. Od dnia, kiedy napisałem pierwsze słowo, do dnia, kiedy to pierwsze słowo sprzedałem, minęło dwadzieścia lat. W międzyczasie napisałem osiem maszynopisów, pięć z nich wysłałem do Nowego Jorku i jak wspomniałeś, zostałem odrzucony 85 razy. Spróbowałem po raz 86. dwadzieścia lat od momentu, gdy zacząłem się starać. Nauczyłem się dużo na temat wytrwałości i tego, by trzymać się celu. Zawsze powtarzam, że mogę nie wiedzieć dużo o pisaniu, ale jestem światowej klasy ekspertem od bycia odrzucanym. W końcu pewna młoda kobieta powiedziała: Ok, to jest twój dzień. Damy panu szansę. Jestem więc żywym dowodem na to, że można osiągnąć sukces i przypuszczam, że każdy pisarz bierze z takich doświadczeń lekcje.
M.T.: Protokół warszawski to piętnasta książka na temat szpiega Cottona Malone'a. Co najbardziej lubi Pan w tej postaci? Z tego co wiem, nadał jej Pan sporo własnych cech.
S.B.: Tak. Kiedy tworzyłem go w 2006 r. na potrzeby książki Dziedzictwo templariuszy, nie byłem na tyle arogancki, by myśleć, że napiszę o nim jeszcze szesnaście powieści. Pisałem pierwszą z nadzieją, że może powstanie druga. Aby ułatwić sobie zadanie, postanowiłem wykorzystać moją własną osobowość przy tworzeniu tej postaci. Nie wyskakuję co prawda z samolotu i nie używam broni, ale sposób myślenia Cottona, jego upodobania, pragnienia i lęki są w dużej mierze moje. Cassiopeia, która jest jego obiektem westchnień, ma z kolei osobowość w dużej mierze opartą na charakterze mojej żony Elizabeth. Minęło szesnaście lat i historia Cottona cały czas ma się dobrze, więc mam nadzieję, że zostało mu jeszcze kilka kolejnych lat życia.
M.T.: Czyli kiedy czytelnicy czytają Pana powieści, mogą też lepiej poznać Pana?
S.B.: Jest tam jakaś cząstka mnie, można z tych powieści coś wyłuskać.
M.T.: Czyta Pan recenzje swoich książek czy w inny sposób niż wspomniane już wycieczki nawiązuje kontakt z czytelnikami?
S.B.: Mamy bezpośrednią interakcję, ponieważ mam stronę internetową steveberry.org, na której podaję swój adres mailowy. Tygodniowo otrzymujemy kilkaset wiadomości i na każdą odpowiadamy. Nie odpowiadam na każdą wiadomość bezpośrednio, zajmuje się tym moja menedżerka, ale każdą z nich czytam. Komunikuję się więc z moimi czytelnikami i czytam też recenzje. Nie można się przed tym powstrzymać – z jakichś przyczyn oczy nie potrafią ich pominąć. Niby nie chcesz patrzeć, ale zawsze to robisz. Na szczęście większość z nich jest pozytywna i to jest dobre. Niektóre nieprzyjemne trochę bolą, ale staram się tym nie przejmować.
M.T.: Zdarza się Panu słuchać sugestii czytelników?
S.B.: Posłuchałem się kilku sugestii czytelników. Na początku przez długi czas narzekali, że czasem trudno jest nadążyć za przebiegiem akcji i że czasami za bardzo odskakuję od głównego wątku. Zacząłem więc zwracać na to większą uwagę i nieco zmieniłem sposób budowania fabuły, dzięki czemu naprawiłem ten błąd i od lat nie słyszę już tej uwagi. Czasami można dostać bardzo dobrą radę – to była jedna z nich, więc zastosowałem się do niej i naniosłem tę poprawkę.
M.T.: Jednym z ważniejszych bohaterów książki jest prezydent Polski Janusz Czajkowski, który nosi to samo nazwisko co James Czajkowski, amerykański pisarz znany jako James Rollins. Czy to przypadek?
S.B.: To nie przypadek, chodziło o niego. To mój przyjaciel i wiedziałem, że nosi polskie nazwisko. Kiedy więc zacząłem pisać powieść, wiedziałem już, że to on będzie prezydentem Polski. Był zresztą bardzo podekscytowany tym, że znajdzie się w książce, więc to mój mały ukłon w jego stronę.
M.T.: Na okładce Pana książki pojawia się rekomendacja Dana Browna, cenionego pisarza znanego z Kodu Leonarda da Vinci. Czy ma Pan przyjaciół wśród innych autorów i sięga do ich twórczości?
S.B.: Tak, jesteśmy kolegami. Znam Dana i byłem wielbicielem jego twórczości jeszcze długo przed Kodem Leonarda da Vinci. Czytaliśmy więc nawzajem swoje teksty. Dan jest swego rodzaju królem mojego gatunku, człowiekiem, któremu każdy z nas chce dorównać – obok jestem ja, James Rollins i kilku innych. Nasze powieści łączą w sobie akcję, historię, sekrety i spiski. Zwykłem nazywać to powieścią szpiegowską, ale teraz mówi się na nie „międzynarodowy dreszczowiec". Czytam książki moich kolegów po fachu i jestem pewien, że oni robią to samo.
M.T.: Myślę, że większość czytelników Pańskich książek wyobraża sobie potencjalne filmy, które mogłyby powstać na temat Cottona Malone'a. Czy uważa Pan, że Pana książki mogłyby doczekać się ekranizacji na miarę Jamesa Bonda?
S.B.: Myślę, że seria o Cottonie Malone'ie mogłaby być wspaniałym materiałem na film, ponieważ jest tam dużo ciekawych informacji, scenerii i elementów z historii, które nadal odgrywają istotną rolę. Takie rozmowy trwają od piętnastu lat, ale nic się z nich nie wykluło. Nie martwię się o to za bardzo, po prostu piszę swoje książki i idę dalej. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo chciałbym, aby kiedyś taka seria pojawiła się w serwisach streamingowych jak Amazon czy Netflix.
M.T.: Wspomniał Pan o tym, że Polska przez wieki była przestrzenią walki. Teraz oczy świata zwrócone są na Ukrainę, ale i na pomagającą jej Polskę. Jak Amerykanie postrzegają w tej chwili nasz kraj?
S.B.: Nasz stosunek do Polski się nie zmienił. Jesteście sojusznikiem NATO i jesteście na pierwszej linii frontu. Jeśli Rosja przekroczy granicę Polski, to będzie oznaczało początek III wojny światowej. Nikt nie chce, żeby to się stało i mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie, ale jest to realne zagrożenie, z którym się obecnie mierzymy. To już nie jest tylko coś, o czym czyta się w powieściach czy widzi na się filmach. Wszyscy śledzimy na bieżąco wiadomości z tego obszaru.
M.T.: Czy uważa Pan, że Pańskie książki poszerzają świadomość Amerykanów na temat Polski i jej znaczenia?
S.B.: Tak, cały czas otrzymuję od czytelników dużo wiadomości na ten temat. To był jeden z celów tej powieści – edukować. Pierwszym moim celem jest zapewnienie rozrywki, ale edukacja też stanowi dla mnie ważny aspekt. Chciałbym, żeby czytelnicy docenili Polskę i dostrzegli jej miejsce w historii.
M.T.: Wiem, że przez wiele lat pracował Pan jako prawnik. Czy to doświadczenie zawodowe przydaje się jakoś Panu w pisaniu powieści?
S.B.: Szczerze mówiąc, niezbyt. Pisanie tekstów prawniczych a pisanie fikcji literackiej to dwie zupełnie różne sprawy. Jedyne, co wiąże się z zawodem prawniczym, to fakt, że traktuję pisanie jako formę ucieczki. Widziałem ludzi w najgorszych momentach życia, kiedy byli oskarżeni o przestępstwa, przechodzili przez rozwody i inne trudne życiowe momenty. Uciekałem więc od tej rzeczywistości w inną historię. Tym właśnie są moje powieści – formą ucieczki.
M.T.: Ważną rolę w Pana książce odgrywają Arma Christi i elementy sztuki sakralnej. Czy osobiście fascynuje Pana chrześcijańska kultura i sztuka?
S.B.: Tak, cały czas podziwiam i uwielbiam elementy sztuki sakralnej, które mają swoją określoną symbolikę, ukryte znaczenia czy jakieś wiążą się z tajemnicami lub niewyjaśnionymi sprawami. Moja nowa powieść The Omega Factor pojawi się w Ameryce w czerwcu i dotyczy Ołtarza Gandawskiego, który jest najczęściej grabionym i niszczonym dziełem sztuki w historii. Zbieranie informacji na jego temat było dla mnie fascynującym doświadczeniem. Podobnie w Protokole warszawskim interesujące było dla mnie pogłębianie wiedzy na temat Arma Christi i legend, które są z nimi związane.
M.T.: Czy mógłby Pan na koniec powiedzieć kilka słów o swoich planach na przyszłość? Jakiego rodzaju literatury możemy od Pana oczekiwać w najbliższym czasie?
S.B.: Jeśli chodzi o Polskę, to zapewne niedługo ukaże się The Kaiser's Web, czyli kolejna powieść na temat Cottona Malone'a. W Ameryce pojawi się z kolei na rynku The Omega Factor – nie jest to część serii na temat Cottona Malone'a, lecz pojawia się w niej nowa postać – Nicholas Lee, który pracuje dla Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jest to jednak ten sam typ fabuły, czyli historia, akcja, sekrety i spiski. Z kolei w przyszłym roku Cotton Malone powróci w książce The Last Kingdom i pojawi się ponownie także w 2024 r., więc plany na najbliższe dwa lata mam już precyzyjnie określone.
Steve Berry – międzynarodowej sławy pisarz, autor dwudziestu powieści. Jego książki zostały przetłumaczone na 41 języków i sprzedały się w 25 milionach egzemplarzy w 52 krajach. Wielokrotnie nagradzany, regularnie trafia na listy bestsellerów. Uznanie czytelników zdobył serią o przygodach Cottona Malone'a, która w fascynujący sposób łączy historię z fikcją.
Rozmawiał: Marek Teler / Zdjęcie: Materiały prasowe (fot. Carey Sheffield)
powrót